-Crosie. -Powiedziałam nad wyraz poważnym głosem. - Spotkałam cię w ciężkim stanie fizycznym, jak i psychicznym z tego co widzę.
Zmierzyłam szczenię wzrokiem. Nie czekając na odpowiedź podrzuciłam go do góry i po chwili już leżał na moim grzbiecie. Był wyjątkowo lekki jak na swój wiek.
-Co ty robisz?! - Zapytał zdenerwowany wilk.
-A co mam robić? Chyba powinnam cię najpierw wyleczyć, nie? - Uśmiechnęłam się do wilczka, ale nie sądzę, by to zauważyć. Zaniosłam go do środka Drzewa Życia. Gdy weszliśmy do niego, kolibry kołem latały nad Crosem. Ich skrzydełka dawały miły powiew wiatru, rozrzucając nachalnie jeden kosmyk grzywki na prawe oko. Automatycznie szczeniak nie miał już ran zewnętrznych, ale zapewne, nadal ma te wewnętrzne w sercu. Usiadłam obok leżącego Crosa i nieco się pochyliłam.
-A teraz opowiesz mi co ci się stało? -Powiedziałam z całą moją największą serdecznością jaką tylko miałam u siebie. Wiedziałam, że to i tak za mało...
(Ryan?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz