sobota, 6 grudnia 2014

Od Shadow'a - Konkurs

Szedłem jakieś dobre dwie godziny przez Las Mrozu. Dlaczego? Dla kaprysu. Z daleka można było usłyszeć krzyki. Podbiegłem trochę bliżej. Małe wilczki strajkowały o przerwę w robieniu zabawek. Wyglądały mniej więcej tak:
Przypominały elfy św. Mikołaja. Podszedłem jeszcze bliżej i zapytałem się ich dlaczego nie robią zabawek, a niedługo będą święta. 
-My żądamy przerwy! Zrobiliśmy miliony zabawek, a żadnej z nich już nie ma! - Krzyczały małe stworki. 
-Ale czy nie obchodzi Was los małych szczeniaków? One liczą na małe elfickie stworzonka. - Nakłaniałem ich do powrotu. - Co to za Boże Narodzenie bez prezentów zrobionych przez elfy? 
Gdy ciągnąłem dalej swój monolog stopniowo pochmurniały im minki. Później szły do wytwórni zabawek krzycząc " Zrobimy to! Dla szczeniaków!". I ja postanowiłem podążyć za nimi i im pomóc. Rozdrobniłem się na tysiące Shadow'ów i wziąłem się do pracy. Wtem wielki, ciężkie drzwi wytwórni otworzyły się a w nich stał sam św. Mikołaj. Można powiedzieć, że inaczej sobie go wyobrażałem...
-Ho ho ho! -Zaśmiał się trzymając za brzuch. - A kogo ja tu widzę? Toż to Shadow. Najgrzeczniejszy szczeniak z watahy kła. 
-Dawnośmy się nie widzieli. Nie jestem szczeniakiem i nie należę do tej watahy. -Odpowiedziały chórem moje kopie.
Wilk tylko rozejrzał się dokoła i licznik zrobionych zabawek. 
-Tyle już starczy. 
-To już chyba pora na mnie... -ziewnąłem. 
-Shadow, mam prośbę. Mógłbyś poszukać moich reniferów? Są porozrzucane po całym biegunie. Przepraszam, ale ja mam jeszcze wiele innych spraw na głowie, a bez nich nie będzie gwiazdki. 
-Spoko. - Pokazałem kciuk do góry i wyszedłem. 
Pierwszy renifer został znaleziony bardzo szybko. 
-Hej ty!- Podbiegłem do niego.- Jesteś z zaprzęgu Mikołaja?
-Jestem Profesorek i owszem.
-Świetnie.  Chcesz wrócić?
-Oczywiście. Musimy znaleźć resztę.
-Zgadzam się.
-No to wskakuj.-Usiadłem na grzbiecie renifera. Potem poszło jak z górki. Dowiedziałem się, że renifer może znaleźć swoich kompanów przez węch. Był już Profesorek, Kometek, Amorek, Błyskawiczny, Fircyk, Pyszałek, Tancerz, Złośnik. Wracaliśmy już do Mikołaja, gdy nagle wszystkie renifery krzyknęły:
-Rudolf! - I zawróciły.
Schyliłem się nieco i zapytałem Profesorka:
-Kto to Rudolf?
-Mój syn i stojący na czele zaprzęgu renifer. Teraz jest w zamku... - Załkał. - Wiedźmy polarnej. 
Nie pytałem już o nic. Wiedziałem, że skoro stoi jako 1. w zaprzęgu, to jest najważniejszy. Byłem przygotowany na walkę. Wylądowaliśmy przed wielkim zamkiem.
-Zostańcie tu. -Powiedziałem poważnym tonem do reniferów. - Ja sam sobie poradzę. 
Posłuchały się mnie, a ja wszedłem do środka, otwierając mozolnie, mosiężne, ogromne drzwi. Bez niczego wszedłem do sali tronowej. Zastałem tam wilczycę na tronie. 
-Przyszedłeś uratować Rudolfa. Ha! -Zeszła z siedzenia. -Zawrzyjmy układ.
-Jaki? -Zapytałem z kamiennym wyrazem pyska.
-Jeśli ze mną wygrasz pojedynek, wypuszczę go i ciebie wolno. Zaś jeśli przegrasz będziesz lodowym pionkiem. Bawimy się dotąd, aż któreś się podda lub zginie.-Pokazała na tacę z różnymi lodowymi stworami, ustawionymi tak jakby grała nimi w szachy. 
-Zgadzam się. -Przybrałem pozycję bojową. Jakie szczęście, że salę oświetlał kryształowy żyrandol powieszony u góry. Z łatwością poddała się moim cieniowym technikom. Kazałem jej językiem migowym powiedzieć "poddaję się". Nie miała wyboru. Przegrała z tak prostą cieniową techniką.
-Tyy... sukinkocie! - Wydarła mi się z determinację w twarz, a później skuliła się. - Ale... umowa to umowa, a ja dbam o swój honor. 
Zaprowadziła mnie do lochów, wypuściła Rudolfa i wyprowadziła nas z zamku. Wróciliśmy wszyscy do domu Mikołaja. On założył mi mały srebrny wisiorek.

 Nagle obraz zaczął mi się rozmazywać i słyszałem niewyraźne, lecz nasilające się "Shadow... Shadow... SHADOW!". Otworzyłem oczy. Byłem na swoim legowisku. Siedziała obok mnie rozweselona Miss. 
-Ile można spać? -Zapytała nie patrząc mi w oczy.
Nie odpowiedziałem. Ciągle myślałem, że pomogłem Mikołajowi, pokonałem Elizabeth i to wszystko sen? Zacząłem kurczowo szukać łańcuszka na szyi. O dziwo cały czas był. Najwidoczniej byłem zwykle przepracowany i Rudolf mnie tu przywiózł. Mimo wszystko uznaję tamten dzień za udany. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy